wtorek, 25 listopada 2014

oni nas wykończą



Fasada runęła

Dotychczas można było udawać, że III RP jest normalnym państwem i na dodatek jakąś formą może niedoskonałej, ale jednak demokracji. Po sfałszowaniu wyborów na masową skalę fasada dotychczasowej miękkiej dyktatury runęła. Kto będzie udawał nadal, że III RP jest demokracją, nie tylko będzie dawał dowody zakłamania, ale przede wszystkim udzielał poparcia pasożytniczym klikom oligarchicznej władzy opartej na gołej sile oraz wsparciu Rosji i Niemiec.

Dotychczas fałszerstwa wyborcze miały już miejsce, gdy pojawiało się jakieś zagrożenie dla systemu III RP, jak w 2010 r. w czasie wyborów prezydenckich czy podczas niedawnych eurowyborów, ale nie przekraczały one, powiedzmy, 2–3 proc., nie dlatego, że bano się pójść na całość, ale ponieważ nie było takiej potrzeby: niewielkie niebezpieczeństwo – małe fałszerstwa. W miękkim systemie totalitarnym, jaki nam zafundowano w 1989 r., podstawową rolę kontroli społeczeństwa odgrywa manipulacja oparta na powszechnym kłamstwie, zniszczeniu tożsamości, relatywizmie moralnym i odcięciu ewentualnej opozycji od wszelkich zasobów, zwłaszcza pieniędzy, oraz umożliwienie emigracji niezadowolonym. Niezadowolenie tych, którzy zostali jeszcze w kraju, kanalizuje się, tworząc lub pompując jednokadencyjne partie rzekomo antysystemowe: a to ugrupowanie populistów, to znów stronnictwo degenerata albo partię wariata. Raz na 10 proc. zawsze się załapią i uniemożliwią zwycięstwo opozycji, a władzę uwolnią od konieczności fałszowania wyborów. System represji ogranicza się do sądów i mediów. Jak śpiewa bard: „Dziś ubecy mają media, już nie muszą łamać kości”. Tylko w wyjątkowych wypadkach musi wkroczyć seryjny samobójca, jak po Smoleńsku lub po największych złodziejstwach.

Nadchodzi przesilenie

Jeśli niezadowolenie można rozładowywać emigracją, to ten system może funkcjonować długo, zapewniając bezpieczne rabowanie kraju i władzę agenturom, które własne interesy splotły z obcymi nam mocarstwami. Zbliża się jednak kryzys, gdyż manipulacja przestaje działać na potrzebną skalę. Czekamy więc na przesilenie wywołane kilkoma czynnikami.
Młodzież pozbawiona perspektyw i możliwości awansu wprawdzie opuszcza III RP w dostatecznej liczbie, więc nie dochodzi do splotu jej rewindykacji finansowych i statusowych z hasłami wolności, ale właśnie rynki zachodnie zaczynają się blokować. Z drugiej strony w miarę integracji z Unią zaostrza się walka klasowa między złodziejskimi klanami ubecko-oligarchicznymi. Kto teraz będzie kontrolował ostatnie środki europejskie, będzie mógł kraść bezkarnie i w momencie katastrofy wyjechać do USA czy Londynu. Po najbliższej kadencji już nawet rząd się nie wyżywi. Jest to więc kadencja ostatniej szansy. A do tego dochodzi zmiana sytuacji międzynarodowej: Rosja pragnie odzyskać imperium, a Niemcy chcą wzmocnić swoją pozycję przetargową wobec Rosji, by zawrzeć z nią sojusz na własnych warunkach, ale oczywiście kosztem krajów naszego regionu. Dotychczasowy podział: wy bierzecie gospodarkę, my władzę polityczną, Rosji już nie zadowala i stąd pośpiech z wymianą ekipy wynajmowanej do rządzenia w dobie kondominium i resetu. Nie będzie już zabaw w demokrację z opozycją. Ma ostatecznie zniknąć ze sceny głównej.

W 2010 r. sfałszowano wybory na Mazowszu. Opozycja milczała, jak zwykle, by nie dać pretekstu policji medialnej do zmasowanego ataku. Władza więc poszła na całość, tym bardziej że czas naglił. Do roli fałszerza wyznaczono PSL, gdyż w razie kłopotów będzie można zawsze powiedzieć, że to chłopi ukradli głosy Platformie, i zrzucić odpowiedzialność na marionetki.

PKW odegrała rolę kozła ofiarnego; jej rola nie polega na fałszowaniu, ale na legitymizowaniu masowych fałszerstw, którymi steruje ośrodek władzy. Rzucenie PKW na pożarcie dopiero otwiera konflikt, a elementem manipulacji ma być skupienie złości na „leśnych dziadkach” od Jaruzelskiego, by ukryć prawdziwych fałszerzy.

Celem władzy nie jest ani obrona PKW, ani PSL u, lecz zmuszenie opozycji do uznania fałszowanych wyborów za obowiązujące, czyli prawa do wyznaczania wyników wyborów przez władzę. Tylko wtedy będzie można ogłosić dowolny wynik w 2015 r. Schemat jest prosty: CBOS ogłasza sondaż, ostatni 38 proc. dla PO i 27 dla PiS i następnie oblicza się wynik, by zgadzał się z tą instrukcją. Bronisław Komorowski, grożąc uznaniem za destabilizatorów, czyli wrogów państwa, ludzi, którzy nie chcą pogodzić się z fałszerstwami wyborczymi, powiela komunistyczny szantaż: to, że nie chcecie uznać sfałszowanych przez nas wyborów z 1947 r., oznacza, że szkalujecie ustrój i was skażemy, wsadzimy, pozbawimy praw.

To Komorowski i Kopacz destabilizują sytuację, żądając uznania fałszerstw za obowiązujące. Czyniąc to, pozbawiają się legitymizacji, zmieniają w uzurpatorów, a żądanie ich usunięcia staje się nie tylko prawem, ale wręcz obowiązkiem ludzi wolnych. Dlatego usunięcie Slobodana Miloševicia po fałszerstwach 2000 r. czy Wiktora Janukowycza po ogłoszeniu jawnej dyktatury było legalne. O wyborze metod działania musi decydować kryterium poparcia, a nie formalizm prawny w systemie bezprawia.

Modelowo analizując sytuację, mamy trzy wersje rozwoju wypadków, co nie znaczy, że nie może być innych możliwości lub odchyleń od tych schematów.

Wersja A
Protest społeczny jest mały. Ludzie zastraszeni. Mały protest, a gdy go brak – niewielka prowokacja, zostają wykorzystane do pokazowych represji, które prowadzą do pacyfikacji nastrojów. Opozycja odcina się od każdego działania, uznaje sfałszowane wybory, wikła się w rozstrzygnięcia sądowe Milewskich, Rysińskich, Tuleyów… i traci własną bazę. Powoli zamienia się w margines i ugrupowanie wasalne – opozycję z nadania Władimira Putina i Angeli Merkel. Młodzież głosuje nogami, uciekając na Zachód. Nikt już nie bierze udziału w żadnych wyborach oprócz członków oligarchicznych klanów i ich klientów. Dochodzi do całkowitej demoralizacji i degeneracji narodu. Po jakimś czasie, gdy następuje jednak wybuch, ma on charakter bolszewicki i niszczy wszystko. Można nim łatwo sterować. Narodu i społeczeństwa już jednak nie będzie, bo stracono bazę, na której mogłyby się one odrodzić.

Wersja B
Gdy pierwszy wariant nie zadziała, należy rewindykacjom społecznym nadać formy fałszywe, by uniemożliwić ich krystalizację w walce o wolność i wykreować nowe siły, które zablokują kształtowanie się opozycji antysystemowej lub gdy już ona istnieje, zepchną ją na margines i porozumieją się z władzą na zasadach kolejnej odnowy. W jej ramach wszystko pozostanie po staremu, choć wykreowani znajdą swoje miejscy przy korycie, społeczeństwo dostanie przejściowo trochę wolności, ale system oligarchiczny pozostanie nienaruszony.
Wariant ten wymaga dokładnej kontroli kadr i haseł mobilizujących ludzi oraz represji, które spowodowały oburzenie, ale nie sprawiły, że wszyscy ze strachu pochowają się po domach i z całej operacji nici. Represje nie mogą być więc ani za duże, ani za słabe i muszą być celnie ukierunkowane. Najskuteczniejsze to pobicie kilku kobiet lub zamordowanie jednej, jakieś samobójstwo w areszcie, rozbita okrutnie niewielka demonstracja. Ważne, by na czele protestów stanęli sterowani i/lub omamieni fałszywymi celami przywódcy, którzy rzucą chwytliwe, lecz dobrze przygotowane hasła typu: precz z Unią, pederastami, masonami, Żydami, amerykańskimi banksterami i ogólnie fałszerzami, kłamcami, TVN itp., itd. Istotne jest tylko jedno, by nie było jednego hasła: nie będziemy wasalem Rosji. Do odegrania tej roli doskonale nadaje się Ruch Narodowy i zbliżone formacje, choć tak stać się nie musi.
W naszym wypadku kozłem ofiarnym epoki błędów i wypaczeń byłaby Ewa Kopacz, a odnowicielem premier Grzegorz Schetyna, zawierający porozumienie ze zbuntowanymi, pod egidą Komorowskiego, który wyszedł naprzeciw słusznym żądaniom ludu.

Wersja C
Można go nazwać modelem 1980. To właśnie tego wariantu najbardziej obawia się władza. Polega on na nadaniu własnej dynamiki modelowi odnowy. Ruch staje się tak masowy, że nie mogą go kontrolować. Elity przywódcze są nie tylko autentyczne, ale też intelektualnie przygotowane, i odrzucają suflowane im przez bezpiekę fałszywe hasła. Dzięki ich działaniu rewindykacje społeczne przybierają żądanie wolności i niepodległości, gdyż bezpieczeństwo i dobrobyt może nam zapewnić tylko wolna i niepodległa Polska. A zatem wolne wybory, ustrój demokratyczny także w gospodarce, koniec z oligarchią, a na zewnątrz obrona naszych interesów zarówno wobec Rosji, jak i Niemiec oraz wewnątrz Unii. Sztuka polega nie na odżegnywaniu się od każdego działania, lecz na włączeniu się i przejęciu kontroli nad prowokacją – jak w 1980 r.

Kryzys PiSu

W Rumunii każda z głównych partii sama dodatkowo liczy głosy w obawie przed fałszerstwami. A zatem Rumuni potrafią, a Polacy nie. Ani Solidarni 2010, ani PiS nie byli zdolni do zorganizowania alternatywnego liczenia głosów, by utrudnić fałszerstwa i zmusić do użycia gołej siły, a przez to jawnego skompromitowania rządów III RP. Brak sił na skalę kraju można było zrekompensować liczeniem głosów w wybranych województwach i powiatach, na których należało się skoncentrować. Wówczas różnica między nimi a tymi, gdzie można by było fałszować bez ograniczeń, uderzałaby w oczy. Wniosek jest prosty – opozycja jest niewydolna kadrowo, a więc dotychczasowa polityka selekcji kadr daje efekty negatywne.
Kryzysowi kadrowo-organizacyjnemu towarzyszy kryzys ideowy. Pragnienie, by nas uznali, by nas dopuścili, by nas nie atakowali, przypomina mi politykę podziemnej Solidarności, by komuniści się z nami porozumieli i nas przygarnęli. No to bezpieka porozumiała się i przygarnęła sieroty najbardziej spragnione uczuć brata Soso (Stalina).
Można uznawać procedury i sądy systemu bezprawia w celach taktycznych, ale nie wolno w nie wierzyć. Symboliczny sędzia Milewski już czeka.


  • Jerzy Targalski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz